violka49 - 2008-08-18 23:36:19

To był dla mnie ciężki czas....
wykryta cukrzyca u mamy, miesiąc w szpitalu.....wypisana do domu z insuliną 4xdziennie, po pół roku od szpitala pogorszenie widzenia, jazda po prywatnych gabinetach okulistycznych, masa drogich leków i po trzech tygodniach całkowita, nie odwracalna ślepota. Pierwsze tygodnie w nowej sytuacji były dla Niej okropne, nerwy, płacz, poddanie się, apatia, brak chęci do życia....mieszkałyśmy razem, wiec była zdana na mnie, na tatę, mojego męża lub moje dzieci....bolało ją to, ze tak bardzo stała się nieporadna i zależna od innych- Ona- kobieta kochająca kuchnię, gotowanie, zajmowanie się domem  i swoimi  wnukami..
miała chwile słabości i płaczu, musiałam zrezygnować z pracy aby być z Nią, podawać leki, robić insulinę, przejąć cały dom

byłam uwiązana w domu jak przysłowiowy pies przy budzie bo insulina 4x dziennie, punktualne obiady na specjalnej diecie dla diabetyków....nie krzywdowało mi się- w końcu to Ona zajmowała się mną kiedy byłam smarkaczem, kiedy pracowałam w szpitalu i ciągłam po 24h dyżury a Ona zajmowała się moimi dziećmi

po jakimś czasie postanowiłam Ją "delikatnie zmusić" aby sama robiła sobie zastrzyki (była pielęgniarką) miała Pena do insuliny wiec sprawa była prosta bo Pen "klika" co 1 jednostkę
wyjeżdżając na zakupy powiedziałam, ze nie zdążę wrócić na 13tą na zastrzyk więc musiała się przemóc i sama sobie podać insulinę....o dziwo podstęp zadziałał i od tej pory sama sobie podawała
to chyba troszkę Ją zmotywowało do dalszej "pracy" nad sobą.....stała się PRAWIE nie zależna i samodzielna po jakims czasie :)

wyostrzył się Jej słuch i dotyk w dłoniach..w koszyczku miała swoje leki tak poukładane, ze poznawała je palcami po opakowaniach, potrafiła nauczyć się obsługi komórki, gotowała nawet obiady!!! kiedy obierała ziemniaki sadzała mojego młodszego syna na szafce kuchennej obok zlewu, kiedy ominęła gdzieś skórkę on brał Jej palec i naprowadzał mówiąc: tu jeszcze babciu :) potrafiła wyprawić dzieci do szkoły, sprawdzając palcami jak są ubrani :)
tak cieszyła się zyciem przez 3 kolejne lata aż do tego feralnego dnia, kiedy wstała rano i miała zaburzenia równowagi, omamy słuchowe i zaczęła "mówić od rzeczy" co mnie przeraziło ! zadzwoniłam po pogotowie ale nie doczekałam się bo chyba uznali, ze nie jest to stan zagrażający życiu!!!
prowadziłam wtedy firmę - prywatny transport sanitarny (karetki)- mąż był na dyżurze na ul.Kopernika w Krakowie....ściągłam go z pracy, przyjechał z sanitariuszem, wzięli Ją na nosze i na sygnałach pojechali na ul. Śniadeckich tam gdzie leżała wcześniej. Ledwo wjechali na izbę przyjęć straciła przytomność...natychmiast Intensywna Terapia. Byłam u Niej po 3h od przyjęcia- przyszedł lekarz i padł wyrok BIAŁACZKA z przerzutami do mózgu! Toczenie krwi....siedziałam 2h, zbierałam się już do domu kiedy na monitorze zaczęło spadać tętno, kiedy zeszło do 30tu zawołałam lekarza - zatrzymanie krążenia- reanimacja- udało się Jej wrócić do nas ale Jej sine usta i opuszki palców mówiły co innego...po pół godzinie kolejna reanimacja- powrót- po 10 minutach trzecia reanimacja NIE MOGŁAM NA TO PATRZEĆ!!!! lekarz popatrzył w moją stronę a ja kiwnęłam przecząco głową....wiedział o co chodzi i zaprzestał reanimacji.....pozwoliłam Jej godnie i spokojnie odejść

:znicz: 16.12.2004 :znicz:

spa ciechocinek cennik