Ogłoszenie

"KONICZYNKA" czyli FORUM z nadzieją na lepsze jutro...
...jest miejscem wymiany doświadczeń, wspierania się w chorobie, doradzania, podtrzymywania na duchu...
Glejak to trudny przeciwnik, walczmy razem =>
"Niech nasza droga będzie wspólna...", jak mówi JPII słowami umieszczonymi na dole bannera.
Zarejestrowani użytkownicy mogą korzystać z szybkiej pomocy, pisząc o swoim problemie w ChatBoxie.
Polecamy fora o podobnej tematyce:
forum glejak - to istna skarbnica wiedzy i mili, zawsze chętni do pomocy userzy i ekipa
oraz forum pro-salute - gdzie jest wiele wątków pobocznych, towarzyszących chorobie nowotworowej...

Drogi Gościu, umacniaj swoją wiarę, nie trać nadziei i... kochaj z całych sił!!!
samograj

#1 2008-08-18 15:59:43

alwerniAnka

Zarejestrowany: 2008-08-15
Posty: 170

O. Leon Knabit o nadziei

Fragmenty z książki o. Leona Knabita OSB Miłość nie przeminie




Człowieka, który ma świadomość tego, że jest kimś — i to kimś ważnym, niepowtarzalnym, potrzebnym — cechuje radość, ufność i optymizm. Jest on człowiekiem nadziei. A człowiek nadziei potrafi z kolei zaakceptować siebie — pokochać siebie. Czy to już koniec tego łańcuszka? Nie. Następnym ogniwem jest stwierdzenie, że człowiek, który kocha samego siebie, kocha także innych ludzi — swoich bliźnich.
Człowiek, który wierzy w Boga Prawdziwego, wierzy także i w to, że ten Bóg go kocha, a więc niejako trzyma jego stronę. Mieć za sobą Wszechmocnego — to jest coś! Wtedy faktycznie można być człowiekiem nadziei i z przekonaniem śpiewać słowa piosenki: „Z Tobą wszystkiemu podołam”.
Czy to tylko teoria? Niestety w praktyce różnie z tym bywa. Na co dzień raczej nie pamiętamy o tym, że jesteśmy dziećmi dobrego i wszechmocnego Boga, że On obiecał troszczyć się o nas, jeśli tylko zechcemy być pod Jego kuratelą, że Jemu zależy na nas... Nie myślimy o tym. A może i nie do końca w to wierzymy, toteż na wszelki wypadek próbujemy radzić sobie sami, często zbaczając z Jego drogi, porzucając Jego przykazania. I mamy to, co mamy. Rozmaite wygłupy, pijaństwo, narkotyki, wyuzdanie i tak dalej. A potem narzekamy. Na świat, na ludzi, na samych siebie. Tracimy zaufanie do ludzi, do siebie także. A może i do Pana Boga...? Ale nie chcemy się do tego przyznać i — jak to się mówi — udajemy greka, robimy dobrą minę do złej gry. Oszukujemy. No bo ja kto? Ja sobie nie poradzę?! Oczywiście, że nie. Człowiek w niczym nie poradzi sobie sam, bo cóż może stworzenie bez Stwórcy?

Zwracając się o coś do Pana Boga, zwracamy się do Niego z zaufaniem, z nadzieją, że zostaniemy wysłuchani. Inaczej ta nasza modlitwa raczej nie miałaby sensu. Kiedy Pan Jezus nauczał w swym rodzinnym mieście, Jego krajanie nie chcieli Go słuchać. Nie chcieli, żeby Jezus — bądź co bądź jeden z nich — ich pouczał, i powątpiewali w to, że potrafi On czynić cuda. Uważali, że się wymądrza, i nie wierzyli w Jego moc. Pan Jezus odpowiedział im w dość ostrych słowach: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6, 4).
I co zrobił? Można powiedzieć, że pokazał im figę, bo — jak mówi Ewangelia — „nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu” (Mk 6, 5–6).

Panu Bogu trzeba ufać, ale człowiekowi również, przynajmniej w jakiejś mierze. Życie w społeczeństwie byłoby koszmarem, gdyby ludzie nie ufali sobie nawzajem. Ale żeby zaufać drugiemu człowiekowi, trzeba najpierw zaufać samemu sobie. Czy ja sobie ufam? A jeśli nie, to dlaczego? Warto zadawać sobie takie pytania...

Żona ufa mężowi, mąż ufa żonie — czyż to nie piękne? Tak niewiele potrzeba... Chodzi jednak o to, żeby żona mogła ufać mężowi i żeby mąż mógł ufać żonie. A to zależy wyłącznie od nich. Bo to od nas samych zależy, czy jesteśmy godni zaufania, czy nie.

Każdy z nas ma powody, by jednym ludziom ufać bardziej, innym mniej. A Panu Bogu? Czy ufamy Panu Bogu? A jeśli tak, to czy ufamy Mu bezgranicznie — skoro jest On Bogiem nieskończonym? Czy aby nie jest tak, że jak Pan Bóg czyni wszystko po mojej myśli, to Mu ufam, a jak czyni inaczej, to tracę do Niego zaufanie? I pewnie nieraz się buntuję i krzyczę: „Panie Boże, dlaczego?!”.

Biblia opisuje historię Hioba, na którego Pan Bóg dopuścił bardzo trudne doświadczenie. Oto diabeł widzi, że Hiob chodzi sobie taki elegancki i zadowolony z życia, bo dobrze mu się wiedzie: ma żonę oraz siedmiu synów i siedem córek, mnóstwo wołów, osłów, wielbłądów i wszystko, czego potrzebuje, a nawet więcej. Ów Hiob jest też bardzo dobrym i pobożnym człowiekiem. Chwali Pana Boga za wszystko, co od Niego otrzymał, i za to, że mu tak błogosławi.
Rzecz jasna nie podobało się to diabłu. Oskarżył więc Hioba o to, że jest wierny Panu Bogu tylko dlatego, że On mu tak błogosławi. Zasugerował przy tym, że gdyby Bóg odebrał Hiobowi te wszystkie dobra, ze zdrowiem i dziećmi włącznie, to z pewnością ów dobry i pobożny człowiek przestanie być dobrym i pobożnym człowiekiem.
I Pan Bóg zgodził się na taką próbę; dom Hioba się zawalił, jego synowie i córki zginęli, a dobytek został zniszczony albo zagrabiony...
Dlaczego Pan Bóg zesłał na swego wiernego sługę tak straszne doświadczenie? Bo miał do niego zaufanie. Wiedział, że Hiob czcił Go nie ze względu na dobra, które z Jego łaskawości posiadał, nie ze względu na Jego błogosławieństwo, ale ze względu na Niego samego.
I co na to Hiob? „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” (Hi 1, 21). A kiedy Bóg doświadczył Hioba trądem, a więc niejako dobrał się mu do jego własnej skóry, wtedy już nie tylko zły duch, ale i własna żona podpuszczała go przeciwko Panu Bogu: „Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj!” (Hi 2, 9). A Hiob tak jej odpowiedział: „Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10).

Trzeba ufać Panu Bogu. Jeśli doświadcza On człowieka, to czyni to po coś, dla jego dobra. Ta ufność jest elementem nadziei, że po smutku następuje radość, a po śmierci — zmartwychwstanie. Dla nieba warto cierpieć.
Nieraz przeżywamy tak trudne doświadczenia, że nasza wiara czy nadzieja jest wystawiona na ciężką próbę. I właśnie wtedy pomocna jest wiedza. Jeśli wiem, pamiętam, że Bóg, w którego wierzę, w którym pokładam nadzieję, jest „łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli” (Jl 2, 13) — to wytrwam.
Starajmy się więc poznawać Boga. Im bardziej Go poznamy, tym bardziej będziemy Go kochać.

Jeśli człowiek stara się coś zrobić (np. jeśli pracuje nad sobą), to znaczy, że ma do siebie zaufanie. Bo gdyby go nie miał, gdyby nie wierzył, że to, co robi, ma jakiś sens — nie marnowałby czasu i energii. Wszelkie ludzkie działania są wyrazem ufności, nadziei, że są po coś, że mają sens i szansę powodzenia.

Trzeba żyć nadzieją na co dzień — tak w dużych, jak i w małych sprawach — bo inaczej nasze życie byłoby bezsensowne. Ale nadzieja jako cnota Boska, teologalna (ta, którą otrzymaliśmy na chrzcie świętym) sięga wyżej. Nadzieja oparta na wierze w Boga sięga celu, dla którego zostaliśmy stworzeni: „Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego” (Ps 42, 3).
Miejmy niezłomną nadzieję i pokładajmy ją w Bożym miłosierdziu. Ufajmy, że wszystkie nasze upadki czy wpadki będą nam darowane, a za wszystkie nasze wysiłki otrzymamy nagrodę. Nawet jeśli my czasem zwątpimy, to „nadzieja zawieść nie może” (Rz 5, 5), a więc z pewnością osiągniemy cel, do którego zdążamy. Chodzi tylko o to, żeby całe swoje życie podporządkować tej właśnie nadziei — nadziei jako cnocie Boskiej.

Człowiek żyjący nadzieją umiera z nadzieją — z nadzieją na życie wieczne, z nadzieją na spotkanie z Chrystusem w niebie, z nadzieją na szczęście wiekuiste.
Nikt z nas nie jest doskonały. Tu, na ziemi, nie musimy być doskonali, a nawet nie jesteśmy w stanie stać się doskonałymi. Doskonałość osiąga się na końcu, nie na początku, jak powiedział nam kiedyś w Tyńcu ksiądz profesor Grzegorz Ryś.
Nikt z nas nie ma gwarancji, że nigdy nie upadnie, ale każdemu z nas Bóg gwarantuje, że pomoże mu podnieść się upadku; z każdego upadku. Wystarczy Mu zaufać.
Oby wszyscy ludzie ostatecznie spotkali się tam, gdzie już nie będzie obawy, że zmarnujemy dar nadziei, jaki otrzymaliśmy wraz z sakramentem chrztu świętego.

Ostatnio edytowany przez alwerniAnka (2008-08-18 16:02:57)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
weekend w wellness Ciechocinek